Adrianna włożyła ręcznik do torby
i ostatni raz spojrzała na mieszkanie, w którym żyła przez ostatnie lata. W
ogóle nie przypominało siebie. Teraz wszędzie można było zauważyć maskotki,
zabawki, butelki dla dziecka. W sypialni stało łóżeczko z grającą karuzelą, w
łazience przewijak, a w przedpokoju wózek.
- Jesteś gotowa? – zapytał
Bartosz, stając za nią i obejmując jej wielki brzuch. – Za kilka dni będzie
tutaj bardzo głośno.
- Tak, z pewnością – odparła
smutno. – Bartek, obiecaj mi, że niezależnie od wszystkiego będziesz kochać
nasze dziecko najmocniej na świecie i nie dasz mu zrobić krzywdy.
- Nigdy. Nikt nie skrzywdzi, ani
naszego maleństwa, ani ciebie. Będziemy szczęśliwi do końca życia.
Adrianna korzystając z okazji, że
Bartek nie widzi jej twarzy, uroniła łzę. Szybko jednak starła ją z policzka i
zmobilizowała się do wyjścia. Kuraś chwyciwszy torbę wyszedł na klatkę
schodową, gdzie czekał na Adę, która żegnała się z każdą napotkaną rzeczą: z
lampą od mamy, ze zdjęciem na komodzie, z poduszką, która wchłania wszystkie
jej łzy…
Podróż do szpitala wcale nie była
przyjemniejsza. Ada odprowadzała wzrokiem wszystkie miejsca, w których była: ulubioną
kawiarnię Agaty, halę „Energia”, kościół, w którym się pobrali. Niektóre
miejsca dopiero miała odwiedzić, np. galerię sztuki należącą do Łukasza,
którego tak dawno nie widziała, a któremu tyle zawdzięczała.
- Wszystko się zmienia –
powiedział Bartek, próbując przekrzyczeć głośną muzykę płynącą z radia. – I to
w zastraszającym tempie, nie? Nie przeraża cię to?
- Tak, jestem przerażona.
- Wiem, że sobie poradzisz.
Pomógłbym ci, gdybyś pozwoliła mi zostać przy porodzie.
- Bartek…
- Tak, wiem, wiem! Nie było tematu
– powiedział z uśmiechem.
Noc. Pusta, cicha i taka
przerażająca… Adrianna leżała na łóżku z twarzą zwróconą w stronę księżyca. Po
policzkach ciekły jej słone łzy. Jedną ręką obejmując brzuch, w drugiej
trzymając fotografię przedstawiającą ją oraz Bartosza, rozmyślała o swoim
życiu. Doszła do jednego, bardzo prostego wniosku – niczego nie żałowała. Jej
życie było niemalże idealne, bo zaznała wszystkiego: radości i smutku,
szczęścia i żałoby, bogactwa i biedy… Zabrakło tylko jednego – zdrowia.
Myślała o tym, co spotka jej
najbliższych. Z jednej strony cieszyła się, że nie będzie musiała patrzeć na
ich ból i rozpacz. Domyślała się, że pogodzenie się ze stratą ukochanej osoby
nie będzie dla nich łatwe. Ale z drugiej strony żałowała, że zostawia ich z tym
samych. Czuła się rozdarta…
Nagle poczuła ból w brzuchu.
Zdenerwowała się. Pielęgniarka uprzedzała ją, że lada moment mogą pojawić się
skurcze. Jednak zaleciła spokój, dopóki są one rzadkie. Idąc za jej radą Ada
starała się pozostać spokojna, ale machinalnie wyciągnęła telefon i napisała
sms-a do Bartka: „Bartuś, zaczyna się.
Proszę cię, przyjedź”. Nie chciała odchodzić bez słownego pożegnania. List
to nie wszystko.
Po pół godzinie była już gotowa do
porodu, bowiem skurcze się nasiliły. Wiła się z bólu, ale nie mogła pozwolić na
to, aby lekarze zaczęli akcję bez Bartosza. Modliła się w myślach o to, aby już
się pojawił, ale jego nie było.
- Musimy zaczynać, bo inaczej będą
problemy – nalegał Wiktor Dźbik, położnik. – Pani Adrianno, jeśli będziemy
zwlekać to, ani pani, ani dziecko, nie przeżyjecie.
- Muszę zaczekać na Bartka –
wycedziła przez zęby.
- Pani Adrianno, proszę myśleć
rozsądnie. Musimy zaczynać.
- Nie!
- Ada, Ada! – usłyszała przerażony
krzyk Kurka, a zaraz potem jego twarz pojawiła się przed jej oczyma. Posłała mu
pełen ulgi uśmiech. – Już jestem. Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Trzymam
za ciebie kciuki. Jesteś dzielną dziewczynką.
- Bartek, ja… ja… Aaaaaaaa! –
krzyknęła z bólu. – Bartek, kocham cię. Pamiętaj o tym, dobrze?
- Jasne, ja ciebie też kocham.
- Musimy jechać! – nalegał lekarz.
- Zaraz! Bartek… Bartuś, dziękuję
ci za wszystko. Jesteś cudowny. Dbaj o siebie i nasze dziecko.
- Będę. O nic się nie martw.
- Ucałuj rodziców. Wszystkich
ucałuj od mnie. Żegnaj – mówiła przez łzy.
Bartek odprowadzał Adę wzrokiem aż
zniknęła zza zakrętem. Przetarł dłońmi zaspaną twarz i zajął miejsce na jednym
z niewygodnych krzesełek w poczekalni. Spojrzał na zegarek. Trzecia w nocy.
Pomyślał, że równie dobrze, mógł zostać w szpitalu na noc. Tylko niepotrzebnie
się zrywał i pędził do szpitala na złamanie karku.
Spuścił głowę i beznamiętnym
wzorkiem spoglądał w podłogę. Chwilę potem na korytarzu pojawili się
zdenerwowani Paweł oraz Agata.
- I jak? – dopytywała dziewczyna.
- Zabrali ją.
- Ale wszystko w porządku?
- Chyba tak, nie znam się.
Usiedli obok Bartosza i również
czekali. Agata dodatkowo w myślach wypowiadała wszystkie znane jej modlitwy.
Miała nutkę nadziei, że Ada przeżyje. Miała nadzieję, że lekarze się pomylili,
że jest jakaś szansa, jakiś sposób na jej ocalenie. Wszyscy jej potrzebowali:
ona, Bartek, a przede wszystkich ich nienarodzone jeszcze dziecko.
- Strasznie długo to trwa, nie? –
rzekł po kilkudziesięciu minutach Bartek.
- Może coś się stało…
- Przestań! – zareagował Kurek, a
Agata zdzieliła swojego partnera po głowie. Zati zamknął się w sobie i w
skupieniu wyczekiwał jakiś wiadomości dotyczących Jagódki.
Po kilku minutach grobowej ciszy
przed czekającymi pojawił się wysoki lekarz o błękitnych oczach. Cała trójka
wstała ze swoich miejsc. Najszybciej wyskoczył Bartek, który miał nadzieję, że
zaraz usłyszy jakiej płci jest jego dziecko.
- Pan Bartosz Kurek? – zapytał
lekarz, spoglądając na siatkarza. Chłopak skinął głową na potwierdzenie jego
słów. – A państwo to…
- Przyjaciele – odparł pośpiesznie
Bartek. – Co z Adą?
- To bardzo trudna sytuacja.
Zapraszam do mojego gabinetu. – Bartek posłał przerażone spojrzenie
przyjaciołom, ale bez słowa sprzeciwu ruszył za lekarzem. – Proszę usiąść.
- Coś się stało?
- Bardzo mi przykro, ale pani
Adrianna zmarła podczas porodu.
- Co?
- Miała tętniaka, który pod
wpływem wielkich emocji i potwornego wyczerpania organizmu, a także przez czas
i swoją wielkość, pękł, powodując wylew.
- Ale jak? Co? Przecież Ada była
zdrowa.
- Nie była. Pani Adrianna
wiedziała o tętniaku od wielu miesięcy…
Lekarz mówił, tłumaczył, opowiadał
przebieg leczenia i wszystkie rozmowy z Adrianną, ale dla Bartka wszystko to
było jednym wielkim bełkotem. Nic nie rozumiał. W jego głowie zapanowała
potworna pustka, w której jak echo odbijały się słowa doktora: pani Adrianna zmarła podczas porodu, pani
Adrianna zmarła podczas porodu…
- Czy chce pan jakieś środki
uspokajające? Zaraz zlecę pielęgniarce, żeby…
- Nie, nie trzeba – odparł
beznamiętnie. – Pójdę już – dodał smutno. – Aha, a co z dzieckiem?
- Żyje. Pani Adrianna je
uratowała. Ma pan córkę.
- Córkę… Do widzenia.
Bartosz szurając stopami po ziemi
wrócił do poczekali, gdzie czekali na niego przyjaciele. W międzyczasie Agata
opowiedziała o wszystkim Pawłowi. Teraz obydwoje nie umieli powstrzymać łez.
Dołączył do nich Bartek, który również nie krył się ze swoimi uczuciami. Wparł
w ramiona Zatiego i Agaty, pogrążony w smutku i rozpaczy.
- Cześć, Bartek – powiedziała
Agata na widok siatkarza w drzwiach. – Mogę wejść? – Chłopak uchylił szerzej
drzwi i zaprosił przyjaciółkę do środka. Przez ostatnie tygodnie Agata była dla
niego wielkim oparciem. Starała się go pocieszyć i pomagać przy córeczce. – Jak
się czujesz?
- Tak sobie – powiedział. – Chcesz
coś do picia?
- Nie, dzięki – odparła, siadając
na kanapie. – Przyszłam, bo chciałam zobaczyć jak sobie radzicie. Gdzie
malutka?
- Mama zabrała ją na spacer.
- Zdrowa?
- Tak, ma wielki apetyt, przesypia
noce, śmieje się, cieszy… Jest prawdziwym słoneczkiem – powiedział, siadając
obok Agaty.
- Zanim Ada umarła to poprosiła
mnie o przysługę – rzekła, wyjmując z torebki białą kopertę. – Napisała do
ciebie list. Nie chciałam dawać ci go od razu, bo wiem, że bardzo źle się
czułeś. Wydaje mi się, że dzisiaj już jest z tobą lepiej, dlatego przyniosłam
ci to.
- List? Sam nie wiem, czy chcę go
czytać.
- Powinieneś. Zostawię cię samego
jak chcesz?
- Nie, zostań. Wiesz, że nie mam
przed tobą żadnych tajemnic.
Bartek otworzył kopertę i wyjął z
niej list. Uważnie przeczytał każde słowo zapisane przez małżonkę. Starał się
wszystko zrozumieć… I zrozumiał. Nie miał żalu. Może jedynie o to, że nie
powiedziała o chorobie. Jeśli zdecydowałaby się urodzić dziecko, to nie mógłby
temu zapobiec.
Chłopak przeczytał list i schował
go ponownie do koperty. Schował twarz w dłoniach i uronił kilka rzewnych łez.
Agata od razu do niego doskoczyła i z mokrymi oczami, ukoiła go w swoich
ramionach.
__________
Nie ma tu takiej dramaturgii jaką chciałam osiągnąć. Chyba nie umiem pisać takich scen.
Jak widzicie to już niemalże koniec. Za tydzień zaserwuję Wam epilog.
Trzymajcie się!
Świetny rozdział jak zawsze. Strasznie szkoda mi Bartka, no ale ma zdrową córeczkę, która na pewno nie raz wywoła na jego twarzy uśmiech. Chłopak jest silny i na pewno sobie z tym poradzi, minie dużo czasu ale musi, bo ma dla kogo.
OdpowiedzUsuńNo nie... Przeczytałam rozdział do połowy i dalej najnormalniej nie wyrobiłam. To takie... smutne? Chociaż słowo smutne w tym przypadku to za mało. Nie, nie potrafię się zebrać, żeby napisać coś sensownego. Czemu teraz wszystkie opowiadania muszą się tak tragicznie kończyć? Jakiś nowy trend zapanował czy co? No nic został już tylko epilog. Mimo wszystko szkoda, że to już koniec.
OdpowiedzUsuńTen rozdział musiałam czytać na raty bo co chwile miałam mgłę przed oczami i ryczałam.. niby to tylko opowiadanie ale strasznie mnie to wzruszyło.. Co do decyzji Ady długo by można nad nią rozmyślać, postąpiła tak jak uważała za słuszne, myślę że niewiele by się na takie coś zgodziło, oddać życie by kogoś uszczęśliwić.. pozdrawiam. : ) (http://zlosliwy-przypadek.blogspot.com/)
OdpowiedzUsuńDobra, zalewa mi pokój... ;(
OdpowiedzUsuńmiałam nadzieję, że skończysz to optymistycznie. Naprawdę w to wierzyłam.
Dziękuję za wszystko ;*
Jejku,nie lubię gdy ktoś umiera:/no nie no dlaczego płaczę? dobra smutno mi:( Daj szybko oby szczęsliwszy epilog:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam celu$ka
Może ktoś skrytykuje moją wypowiedź, ale wyrażma tylko swoje zdanie i uważam, że stać Cię na więcej. Ten rozdział wycisnął ze mnie tylko jedną małą łzę, bo zwyczajnie nie był taki jaki powinien być. Miałam nadzieję na jakiś szok. Jestem zawiedziona. Przykro mi. To tylko moje zdanie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, ze epilog będzie lepszy.
Mam podobne odczucia...nie chcę krytykować, nic z tych rzeczy, ale to utwierdzanie nas w przekonaniu, że Ada na 150% umrze przy porodzie, było trochę odrealnione, powiedzmy sobie szczerze. I to jedyna rzecz, do której mam jakieś ale. Bo nie było w tym rozdziale nic, czym mogłabyś nas zaskoczyć. Ot, urodziła, zmarła. Nie wiem, może epilogiem jakoś się uratujesz ;) Może to był tylko zły sen...
UsuńZ całym szacunkiem, ale nie muszę się niczym ratować. Macie prawo do niezadowolenia i jeśli jesteście nieusatysfakcjonowane, cóż... Już nic na to nie poradzę.
UsuńAda miała rację pisząc do Bartka w liście, że życie jest kruche. Taka jest prawda. W każdej chwili może nas zabraknąć, nigdy nie wiadomo, co na nas czeka. Ada pogodziła się z losem, bo wiedziała, że nic i tak nie zmieni.
OdpowiedzUsuńMoże i jest bohaterką, bo poświęciła swoje zycie, by Bartek mógł zostać ojcem.
Ja do konca już będę powtarzała, że ona powinna był mu o tym powiedzieć. Takich rzeczy nie zataja się przed ukochanym, takiego czegoś się po prostu nie robi.
Wiem, że ten komenatrz jest nie na miejscu, bo ona zmarła, ale musiałam to powiedzieć.
Pozostaje nam wierzyć, że mała zapełni Martkowi pustkę po Adzie.
Stało się... Tak jak myślałam, moja nadzieja na to, że wszystko się ułoży, była złudna. Szkoda mi strasznie Bartka, on pewnie przeżywa to najbardziej... Nie dość, że Ada odeszła, to jeszcze go okłamała, nic nie mówiąc mu o chorobie, a to było bardzo nie w porządku, jednak czy to teraz ma jakieś znaczenie? Nie, już nic na to nie poradzi. Nie potrafię się wyzbyć wrażenia, być może mylnego, że on by był przeciwny temu, co ona zrobiła, gdyby tylko się dowiedział prawdy. Teraz został sam z dzieckiem, które do końca życia będzie mu przypominać zmarłą żonę i na pewno nie będzie mu łatwo :( Zastanawiam się, czy kiedyś ułoży jeszcze sobie życie z inną? W takim momencie, pewnie nawet nie chciałby o tym myśleć, ale jest młody, ma do tego prawo, nie może do końca życia być sam... Nie mogę przetrawić tego, że tak się to skończyło, że ona naprawdę zmarła. Wiem, że teraz zabrzmi to strasznie i okrutnie, pewnie wyjdę na jakąś nieczułą, straszną, ale po części, zmarła na własne życzenie. Miała wybór i go dokonała. Teraz już nie czas oceniać jej decyzje, bo niczego to już nie zmieni. Zastanawia mnie, czy Bartek się podniesie po takim ciosie, czy Agata z Pawłem dadzą sobie radę z tym, co się stało? I jej rodzice? Pozostaje mieć nadzieję, że Ada będzie nad nimi wszystkimi czuwać, opiekować się, szczególnie Kurkiem i ich córeczką :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
nieee... to nie tak miało być... ona miała przeżyć ;( Bartuś biedny ;(
OdpowiedzUsuńA jednak... Gdzieś tam w głębi miałam nadzieję, że Ada przeżyje. Cóż, widocznie tak miało być. Szkoda, że to opowiadanie już się kończy, ale przedstawiłaś je w całości, więc trudno. Dziękuję, że mogłam je przeczytać. Było bardzo smutne. Nie lubię takich zakończeń. Ale Bartek jak nic sobie poradzi z sobą i córką. Pozdrawiam i przepraszam za zaległości w komentowaniu, ale szkoła nie daje mi odetchnąć ^o^
OdpowiedzUsuńNie ma dramaturgi? Nie umiesz pisać takich scen? Umiesz! Ja się popłakałam. Do końca miałam nadzieję, że ona jednak przeżyje, że ją uratują. Najbardziej poruszyło mnie to, jak ona żegnała się ze wszystkim. To musi być straszne, ta świadomość, że już nigdy nie zobaczy się znajomych rzeczy, miejsc, twarzy, a najbardziej to chyba to, że nie będzie się mogło wychowywać własnego dziecka. Teraz jest mi tak strasznie smutno. Musiałaś ją uśmiercić? Dlaczego nie mogła przeżyć? No, dlaczego?!
OdpowiedzUsuńStrasznie mi smutno :( Cały czas miałam taką malutką nadzieję, że Adę uda się uratować, że będzie dobrze, że razem z Bartkiem będą opiekować się swoją córeczką, ale jednak nie :( Kurczę no...Bartek musi sobie poradzić, ma rodziców, Agatę, Pawła i tą malutką istotkę, którą musi się zająć. Ma dla kogo żyć...Ady już nie ma, ale zawsze będzie na nich patrzeć z góry i wspierać...Ech no :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
A wiesz, że ja cały czas miałam nadzieję, że Ada nie umrze, mimo, iż pamiętałam ten list z początku opowiadania, to gdzieś we mnie tliła się wiara, że to jednak nie będzie koniec. Polubiłam Adę, i mimo, że była fikcyjną bohaterką, to ciężko mi się z nią żegnać. Poruszyłaś mnie, a prawdziwych pisarzy poznaje się po tym, jakie emocje potrafią wzbudzić w czytelniku. Ty wywołałaś we mnie całą masę wzruszeń i za to Ci dziękuję.
OdpowiedzUsuńO kurcze... A ja cały czas miałam nadzieję, że diagnoza Ady była pomyłką i ona przeżyje... Mam nadzieję, że Bartek sobie poradzi i ułoży jakoś życie. Na szczęście ma wspaniałych przyjaciół, którzy go wspierają :)
OdpowiedzUsuńRyczę jeszcze gorzej niż na poprzednim rozdziale...
OdpowiedzUsuń