18 września 2012

Czternaście.


Co zrobić? Co zrobić? Od kilku tygodni Adrianna nie mogła się uspokoić. Wydawało jej się, że podjęła decyzję, ale z drugiej strony pogodzenie się z myślą, że skazuje samą siebie na pewną śmierć, nieco ją przerażało. Jak można w ogóle pogodzić się z takim czymś? Agata wiele razy jej tłumaczyła, że tak nie można, że o kolejne dziecko mogą się postarać za kilka miesięcy czy lat. A życia już nic jej nie wróci.
- Ada, Ada! – Do domu wpadł zadowolony Bartek. Buzia uśmiechała mu się od ucha do ucha, trajkotał różne niezrozumiane rzeczy, które próbowała pojąć Adrianna. – Rozmawiałem dzisiaj ze swoim agentem. Ma dla mnie bardzo ciekawą propozycję, a mianowicie dostałem ofertę występu w reklamie.
- Poważnie? To fantastycznie!
- Od kilkunastu lat żaden siatkarz nie podpisał indywidualnego kontraktu reklamowego, zawsze robiono to drużynowo. Jestem pierwszy!
- Bardzo się cieszę – powiedziała, całując go w usta. – A co to za reklama?
- Jogurty. Udział wezmę z moim bratem, niech chłopak ma coś od życia – zaśmiał się. – Hasłem przewodnim jest: „Możesz być kim chcesz”.
- Piękna idea.
- No! Ciekawe kim będzie nasze maleństwo… – rzekł, obejmując ją w pasie.
- Dzwonił do ciebie Zati – powiedziała, wyrywając się z jego uścisku i zmieniając temat.
- Co chciał?
- Nie wiem. Oddzwoń do niego.

Z ciężkim sercem odpychała od siebie Bartka. Nie chciała tego robić. Przez myśl jej nawet przeszło, żeby zerwać z chłopakiem. Wymyślić jakiś chory powód, może po prostu uciec jak najdalej, tylko co by to dało? Zdecydowała się urodzić dziecko dla Bartka, więc nie mogła teraz zniknąć i pozbawić go tego daru. To byłoby nielogiczne. A z kolei jakby chłopak się dowiedział o wszystkim, o jej dylemacie, to zapewne nakłaniałby ją do zmiany decyzji. A tego nie chciała! Po pierwsze nie byłaby w stanie poddać się aborcji. To było wbrew jej przekonaniom, wbrew wszelkim zasadom, które rodzice jej wpajali. Oczywiście nigdy nie posłużyli się tak trudnym przykładem jakim obecnie jest ona sama.
Zdecydowała się nie mówić nikomu o chorobie. Postanowiła o niej zapomnieć. Zapomnieć i cieszyć się ostatnimi miesiącami, które dał jej Bóg. Musiała zrobić wszystko, aby jak najlepiej przygotować Bartosza do roli ojca.
- Powiedziałem dzisiaj rodzicom o dziecku – rzekł Bartek, siadając do obiadu. – Byli bardzo zadowoleni. A najbardziej Kuba, który ucieszył się, że będzie miał kompana do zabaw.
- Trochę to potrwa nim nasze dziecko będzie mogło się z nim bawić.
- Wiem, wiem.
- Cieszę się, że będzie mieć takiego wujka jak Kuba. Na pewno będą dobrymi przyjaciółmi.
- To samo dzisiaj powiedziałem. Hm… Kochanie, jakie to jest pyszne – powiedział, pakując do buzi całego pieroga. – Zdolna z ciebie bestia.
- Na zdrowie. Tylko się nie udław.
- Spokojnie – zaśmiał się.
- Bartek?
- Hm?
- Myślisz, że moglibyśmy się pobrać? Moja mama bardzo by tego chciała, wiesz, że zawsze była religijna i nie uśmiecha się jej nieślubny wnuk. Zresztą ja popieram jej zdanie. Chciałabym zostać matką, będąc już twoją żoną.
- Oświadczasz mi się?
- No… W pewnym sensie.
- A klękniesz przede mną i wręczysz mi pierścionek?
- Bartek!
- No dobra, zgadzam się – zarechotał i pocałował ją, nachylając się nad stołem. – Nigdy nie sądziłem, że to kobieta będzie mi się oświadczać. Muszę przyznać, że to całkiem fajne uczucie.
- Nie przyzwyczajaj się.
- Nie zamierzam. Nie planuję więcej ślubów. Szkoda tylko, że nie pojedziemy do Hiszpanii, nie? Będziesz w zaawansowanej ciąży, więc chyba nie warto ryzykować.
- Może kiedyś jeszcze tam pojedziesz…
- Ja? Pojedziemy tam we trójkę.
- Tak – przytaknęła niepewnie, zmieniając temat. – A jak trening?
- Rewelacja! Chłopaki dowiedzieli się o naszej ciąży i ciągle o tym mówią. Zazdroszczą mi – rzekł, dumnie wypinając pierś do przodu. – Mam piękną dziewczynę… Ups, już narzeczoną, a niebawem żonkę. Będę miał dziecko, mam nadzieję, że piękne po mamusi, inteligentne po tatusiu i zdrowe. Wszystko zaczyna nie układać, nie?
- Nom… Zjadłeś już? – Bartek pokiwał twierdząco głową, więc dziewczyna zebrała talerze i wyniosła je do kuchni.

Zima powoli dobiegała końca. W Bełchatowie dało się już zauważyć pierwsze zwiastuny wiosny w postaci żółtych i fioletowych krakusów rosnących na niewielkim skwerku, znajdującym się obok szpitala. Adrianna pełna obaw weszła przez oszklone drzwi do rejestracji, a potem długim, ciemnym korytarzem poszła do gabinetu swojego lekarza, pana Jackowskiego.
W środku czekał na nią doktor wraz ze swoim współpracownikiem.
- Dzień dobry – powiedziała, niepewnie siadając przy biurku.
- Dzień dobry. Zdecydowała się pani? – zapytał siwy mężczyzna, ściągając swoje okrągłe okulary z nosa.
- Tak. Zdecydowałam się urodzić to dziecko.
- Nierozważna decyzja.
- Być może, ale podjęłam ją samodzielnie. Nie jestem w stanie zabić dziecka, o którym tak bardzo marzy mój partner. Zrobię dla niego wszystko, dlatego chcę urodzić.
- Spodziewałem się tego – powiedział doktor. – Dlatego zaprosiłem do nas mojego dobrego przyjaciela, który jest położnikiem. Poprowadzi pani ciążę. To doktor Wiktor Dźbik.
Mężczyzna wyciągnął do dziewczyny dłoń i obdarzył ją miłym uśmiechem. Sprawiał wrażenie bardzo sympatycznego. Był wysoki i miał ciemne włosy, na których było już widać siwe prześwity. Z jego błękitnych oczu bił blask i chęć niesienia pomocy, dlatego Adrianna z miejsca bardzo go polubiła.
- Doktor Dźbik zajmie się pani ciążą, a jakby wystąpiły jakieś problemy z tętniakiem, wówczas ja wkroczę do akcji. Chciałbym, aby pani jeszcze podpisała to zobowiązanie. Według niego podczas porodu mamy pozwolenie na ratowanie życia dziecka, a nie pani.
Pan Jackowski podał jej białą kartkę, na której były różne zdania. Jednak nie była w stanie ich przeczytać, bo wszystko zlewało się w jedną całość. Jeden podpis i wyda na siebie wyrok. Ale chciała tego. Obiecała Bartkowi dziecko, więc je dostanie.
Ada chwyciła na długopis i drżącą dłonią podpisała zobowiązanie.
- Bardzo dziękuję – odparł starszy mężczyzna.
- Skoro te formalności mamy za sobą, to zapraszam panią na badanie – rzekł Wiktor Dźbik.
- Miałam już badanie – powiedziała, kładąc się na kozetce w gabinecie położnego. – Wszystko jest w porządku?
- Tak, proszę się nie denerwować. Po prostu nie lubię posługiwać się wynikami badań innych. Zawsze wszystko sam robię.
- Zaczynałam się denerwować.
- Niepotrzebnie – odparł z uśmiechem.
- Wszystko jest w porządku? – Adrianna próbowała zaglądać na ekran, na którym rzekomo było widać jej dziecko. Ona sama nie widziała nic poza czarno-białą plamą, ale zaufała lekarzowi.
- Tak, wszystko wygląda dobrze. Wie pani, że podjęła wielkie ryzyko.
- Wiem.
- Nie boi się pani?
- Bardzo.
- Więc dlaczego pani to robi?
- Miał doktor kiedyś takie uczucie, że stoi między młotem, a kowadłem? – zapytała, na co lekarz przytaknął nieznacznym skinieniem głowy. – Właśnie w takiej sytuacji jestem. Tutaj nie ma dobrego wyjścia. Mogę przeżyć, ale wówczas nigdy nie uszczęśliwię swoich bliskich, nie będę prawdziwą kobietą, bo nie będę mogła dać dziecka mojemu chłopakowi. Wolę umrzeć i uszczęśliwić go do granic możliwości, niż później przez lata żałować tego, że nie mamy dzieci.
- Ale jak pani umrze to zada mu wielki ból.
- Tak, ale Bartek jest bardzo silny. Poradzi sobie. Jestem tego pewna. A poza tym będę mu pomagać „z góry”.
- To naprawdę bohaterska decyzja. Ja nie byłby w stanie jej podjąć.
- Doktorze, z miłości robi się różne rzeczy. Ja dla Bartka zrobię wszystko. Mam nadzieję, że to doceni i wybaczy mi, że podjęłam samodzielną decyzję.
- Nie konsultowała się pani z nim?
- Nie, i nie zamierzam tego robić. Chcę szczęśliwie przeżyć te ostatnie miesiące. Nie mogłabym donosić tej ciąży, codziennie patrząc w jego zasmucone oczy. Chcę, aby razem ze mną radował się wiosną i latem. Chcę wziąć z nim ślub, zatańczyć na weselu, chcę zapisać nas do szkoły rodzenia i widzieć jego piękny uśmiech, kiedy chodzimy po sklepie i kupujemy ubranka dla dziecka.
- To piękne, co pani mówi. Będę panią zawsze mile wspominać i stawiać jako wzór.
- Bez przesady – zaśmiała się, zakładając brązową kurtkę. – Takie jest już to nasze życie. Pełne niespodzianek.
- I trzeba mieć wiele odwagi, aby przeżyć je tak jak pani.
- Niech będzie – zaśmiała się. – Do widzenia, doktorze.
- Do widzenia. Proszę na siebie uważać. 

__________
Ku wyjaśnieniu tych treningów Bartka. 
Nie jest zawodnikiem Skry, ale z racji tego, że ojciec Ady jest prezesem klubu, pozwolił mu trenować z resztą zespołu. A reklama? No cóż... Ukazała się, kiedy pisałam ten rozdział, więc nie wypadało nie skorzystać :) A taka gotówka przyda się przyszłym nowożeńcom, prawda? :)

13 komentarzy:

  1. Oj, oj, oj. Ada podjęła złą, bardzo złą decyzję. :/ Mam nadzieję, że jednak przeżyje poród i wyjdzie z tego wszystkiego cała i zdrowa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie się to czyta, tylko nie podoba mi się jedno. Ta pewność, że śmierć Ady przy porodzie, jest już niemal pewna. Okropnie to brzmi, zwłaszcza w ustach lekarza, który jeszcze żyjącej kobiecie mówi: Będę panią zawsze mile wspominać i stawiać jako wzór.
    Ale mimo wszystko, lubię to i czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podziwiam naszą bohaterkę. Wbiła sobie do głowy jedno rozwiązanie i już, a ja jestem ciekawa jaka by była opinia Bartka na ten temat, niestety tego się nie dowiem. Mam nadzieje że te ostatnie miesiące miną im spokojnie i szczęśliwie. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uparła się i koniec nie chce mu powiedzieć. Śmierć Ady jest już pewna w 100 procentach. Ale życie lubi płatac figle. Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurcze.. popłakałam się aż na tym rozdziale.. Ada naprawdę podjęła bohaterską decyzję, ale jak dla mnie powinna chyba powiedzieć Bartkowi, może jednak by się udało wyjść jakoś z tej sytuacji. Wiele małżeństw nie może też mieć dzieci, a one czekają i mają nadzieję w domu dziecka, że ktoś je pokocha.. do następnego. ; )

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tam jestem pozytywnie nastawiona, uważam, że skończysz to opowiadanie happy endem. Tak, to prawda, że życie jest pełne niespodzianek. Może Adzie i Bartkowi się poszczęści? Miejmy taką nadzieję. Chociaż, jak znam Ciebie, na pewno pod koniec będzie jescze wielka akcja. Już się nie mogę doczekać : ) A tak na marginesie: Kiedy planujesz zacząć z Torresem? : ) Robię się niecierpliwa. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Napisz następny rozdział bo robie się zniecierpliwona.
    zapraszam na 11 rozdzial milosc-w-cieniu-przyjaciela.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozumiem,Adę ja też nie potrafiłabym usunąć ciąży...

    OdpowiedzUsuń
  9. I nie wiem co napisać. xd Z jednej strony jestem pełna podziwu dla Ady, bo nie każda kobieta odważyłaby się na takie ryzyko. Przecież ona może umrzeć! Ale z drugiej... wydaje mi się, że Bartek wolałby, aby podjęła inną decyzję. Wtedy bardziej by go uszczęśliwiła. Może się mylę, ale.. nie wiem, gdybym była na jego miejscu, wolałabym, aby to Ada przeżyła.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czego tak piszesz że aż łzy mi po policzkach cieknął... Jeju biedna Ada i biedny Bartosz bo nie wie co go czeka, ale może jednak wszystko będzie dobrze i ona przeżyje ;) buziak

    OdpowiedzUsuń
  11. Mi w tej sytuacji najbardziej żal jest Bartka Wie, że będzie szczęśliwy, że będzie ojcem, ale jest nieświadomy tego jakim kosztem. On się załamie jeśli Ada umrze. Będzie nieszczęśliwy. Może być tak, że własne dziecko będzie obwiniał o śmierć Ady, jeśli ona umrze. Rozumiem Adę i jej nie rozumiem. Z jednej strony chce dać dziecko Bartkowi, bo tak go kocha, ale z drugiej strony on może stracić ją, ADa nie myśli jak Bartek może potem cierpieć. Mam nadzieję, że Ada jeszcze to przemyśli. Niby Ada jest dla wielu Bohaterką, ale kurcze. Jakim kosztem to swoje bohaterstwo. Tym, że dziecko i Bartek zostaną sami?
    Nie podoba mi się tez zachowanie lekarza. Jak on tak możne wprost mówić Adzie, że ona umrze. Co on jasnowidz?

    OdpowiedzUsuń
  12. I co ja mam napisać? Może zacznę od tego, że nie podzielam myślenia Ady. Wydaje mi się, że robi największy błąd w życiu, którym zrani nie tylko siebie, ale i Bartka i to dziecko... Wychowywanie się bez matki zapewne nie jest niczym fajnym, ale ona kompletnie o tym nie myśli... Niech się nie tłumaczy tym, że Bartek tak bardzo chce dziecka i chce go uszczęśliwić, bo jestem pewna, że gdyby znał prawdę, szybko wybiłby jej to z głowy. Chyba nie mam już nadziei, że ktoś ją przekona do zmiany decyzji, zresztą może być już za późno. Gdzieś, w głębi serca, wierzę, że jakoś dobrze się to wszystko skończy, chociaż w życiu bywa różnie, z reguły, niestety, niewesoło... Nie mam zielonego pojęcia, jak się to potoczy, ale pewnie poleje się morze łez. Gdyby Ada nie była taka uparta i dała sobie coś przetłumaczyć...

    OdpowiedzUsuń