19 lipca 2012

Dwa.


Adrianna obudziła się wczesnym rankiem. Z przyzwyczajenia wyciągnęła dłoń w poszukiwaniu umięśnionego ciała Bartosza, ale zamiast gorącej skóry i rozluźnionych mięśni, natknęła się na przeraźliwie zimną pustkę i nicość. Spod przymrużonych oczu dostrzegła, że miejsce obok niej jest nietknięte, a poduszka tej nocy nie ukoiła jej ukochanego do snu. Zerknęła na zegarek i doszła do wniosku, że pora wstawać.
Przeciągając się, podeszła do okna w poszukiwaniu samochodu, ale miejsce parkingowe stało puste. Zrobiło jej się przykro. Doszło do tego, że Bartosz nie nocował w domu. Wolał spędzić wieczór oraz noc z przyjacielem niż własną dziewczyną. Nie było kolorowo, ale awanturą też nie można było tego nazwać. Nie raz, nie dwa, przechodzili przez podobne sytuacje, ale nigdy nie kończyło się to bezpowrotnym wyjściem z domu.
Chwyciła za telefon i wykręciła numer do Bartka, aby upewnić się, że nic mu się nie stało. Po dwóch sygnałach, które trwały jak wieczność, usłyszała w słuchawce zaspany głos Kurka. Kamień spadł jej z serca i mogłaby przysiąc, że niemalże słyszała jak rozbija się on o drewnianą posadzkę jej mieszkania. Nie umiała nic powiedzieć. Nagle zapomniała wszystkich słów. Gula tkwiąca jej w gardle uniemożliwiała jej wypowiedzenie choć jednego zdania.
- Jest tam kto? – Zdenerwowany Kuraś coraz bardziej naciskał, więc w obawie, że zaraz się rozłączy wyjąknęła bardzo cichym szeptem…
- Bartuś…
- No… Co jest?
- Wszystko w porządku? Martwiłam się o ciebie.
- Niepotrzebnie. Jestem u Pawła.
- Wrócisz do domu? Nie chciałam się znowu kłócić. Ta torebka to prezent dla twojej mamy i wcale nie kosztowała tak dużo, bo to podróbka. Jeśli ci się nie podoba, to ją zwrócę do sklepu, tylko wróć do domu. Proszę…
Po drugiej stronie zapanowała cisza. Ada słyszała tylko miarowy oddech Bartosza oraz głośne chrapanie Zatiego w tle. W normalnej sytuacji by ją to rozśmieszyło, ale nie teraz. Nie było powodu do śmiechu. Jej związek się walił, wisiał na włosku i musiała zrobić wszystko, aby go uratować.
- Bartek?
- Jestem, jestem. Zaraz przyjadę – odpowiedział, odkładając słuchawkę.
Adrianna odetchnęła z ulgą.

Trudno jest się skupić na czymkolwiek, kiedy domowe problemy dają w kość. Zarówno Ada, jak i Bartek, byli nieobecni. Wykonywali swoją pracę, jednak nie przykładali się, nie wkładali w nią serca, tak jak mieli to w zwyczaju. Adrianna zawsze podczas pracy słuchała radia i podśpiewywała piosenki, aby pacjenci, dla których wizyta stomatologiczna nigdy nie była czymś przyjemnym, miło spędzili czas na jej fotelu. Raczyła ich opowieściami i przeróżnymi anegdotami, by skupić ich uwagę na czymś innym niż borowanie. A dziś? Dzisiaj była apatyczna. Nie w głowie były jej pogaduszki i plotki. Radio było wyłączone. W gabinecie panowała grobowa cisza, a jedynym słyszalnym dźwiękiem był odgłos borowania. I wcale jej to nie przeszkadzało…
Z Bartoszem było podobnie. Trening nie sprawiał mu przyjemności. Nie uczestniczył w żartach kolegów, stał z boku, samotnie odbijając piłkę o ziemię lub ścianę. Nie umiał się skupić na grze. Piłka po jego zagrywce zawsze lądowała w połowie siatki, nie umiał ustawić się do bloku, wybierał złe kierunki ataku. Utracił swój blask, który zawsze przyświecał mu podczas gry. Bartosz zgasł.
- Co jest Kuraś? Nie szło ci dzisiaj najlepiej – powiedział Michał Winiarski, przysiadając się do klubowego kolegi. Była pora obiadowa. Niektórzy siatkarze wrócili do domu, aby spędzić popołudnie z rodzinami. Ale nieliczni zostali w klubie, aby na tutejszej stołówce zjeść posiłek i porozmawiać z kolegami.
- Nie dołuj mnie, Winiar – bąknął beznamiętnie Bartek.
- Znowu Ada? – zainteresował się Paweł. – Myślałem, że się pogodziliście, skoro rano wróciłeś do domu.
- Porozmawialiśmy i zażegnaliśmy ten konflikt, ale mimo wszystko nie jest dobrze. Nawet nie wiecie jak mi jest głupio. Nie mogę spojrzeć jej w oczy.
- A co się stało? – dopytywał Michał.
- Wczoraj się pokłóciliśmy. Byłem zły na to, że kupiła sobie kolejną bluzkę i torebkę, która na pierwszy rzut oka wyglądała jak te, które reklamują w telewizji. Wściekłem się, bo one kosztują ponad trzy stówy, a nie możemy sobie teraz pozwolić na takie wydatki. Wyszedłem z domu i wróciłem nad ranem, kiedy Ada do mnie zadzwoniła i powiedziała, że ta torebka to prezent urodzinowy dla mojej mamy, i że wcale nie była droga, bo to podróbka. Powinien był jej wysłuchać. Wówczas nie byłoby całej tej afery. Baran ze mnie!
- Nie da się ukryć – rzekł Paweł, a Kurek spiorunował go wzrokiem.
- Ja też często kłócę się żoną – rzekł Michał, poklepując po ramieniu młodszego kolegę. – Z doświadczenia wiem, że to przejściowe. Nie przejmuj się tym tak. Wróć do domu, po drodze kup jej jakiegoś kwiatka lub czekoladki, przeproś, okaż skruchę i wszystko będzie w porządku. A następnym razem panuj nad sobą i słuchaj swojej dziewczyny.
- Popieram – zawtórował Zati. – Kuraś, a może masz ochotę na męski wieczór, co? Wybierzemy się na piwo, obejrzymy mecz.
- Przestań, Paweł! Bartek ma jechać do domu, do Ady. Musi ją przeprosić i porozmawiać. Na szlajanie się po barach jeszcze przyjdzie czas.
- Michał ma rację. Muszę jechać – powiedział Bartosz, wstając i pakując swoje porozrzucane rzeczy do czarnej torby. Czasami dobrze jest mieć przyjaciół, którzy podsuną dobre pomysły. Michał był doświadczonym małżonkiem, znał się na kobietach i Bartek zawsze go słuchał w sprawach sercowych. – Na razie! – rzucił, wychodząc ze stołówki.
Wracając do domu podjechał pod niewielką kwiaciarnię, w której kupił przepiękny bukiet polnych kwiatów. Ulubionych kwiatów swojej ukochany Jagódki. W wyobraźni już widział zdziwioną minę dziewczyny. Znalezienie w Bełchatowie kwiaciarni oferującej ten rodzaj kwiatów, graniczyło z cudem. Ale jemu się udało, bo doskonale znał to miasto. Zresztą nie był to pierwszy raz, kiedy kupował dla Adrianny podarunek. Trzeba wiedzieć, gdzie szukać, a się wszystko znajdzie.
Wszedł do domu. Uderzyła w niego potworna, śmiercionośna cisza. Przestraszył się nie na żarty. Podczas kłótni Adrianna niejednokrotnie wygrażała się, że któregoś dnia zniknie, wróci do rodziców, a on zostanie sam w tych czterech ścianach. Obawiał się, że spełniła swoją obietnicę.
Wszedł głębiej. Najpierw do kuchni, a później do salonu. Pustka.
Niepewnym krokiem ruszył do sypialni. Uchylił drzwi i ujrzał Adriannę leżącą na łóżku i czytającą książkę. Kamień spadł mu z serca, a uśmiech ciskał mu się na usta. Ich spojrzenia spotkały się i od razu było wiadomo, że nie będą się na siebie długo dąsać.
- Jagódko, przepraszam cię – powiedział, podchodząc bliżej i przysiadając obok niej na łóżku. Wręczył jej kwiaty, kontynuując i wykazując skruchę: – Jestem beznadziejny, wiem o tym. Powinienem był cię wysłuchać, wówczas nie byłoby całej taj kłótni. Obiecuję, że następnym razem zachowam się przyzwoicie. Wybaczysz mi?
- Oczywiście – powiedziała, głaskając go po policzku. – Nie potrafię się na ciebie długo gniewać, bo cię za bardzo kocham. Ale nie chcę, aby taka sytuacja się powtórzyła. Niepotrzebnie się podpaliłeś, nie znając sytuacji. A w dodatku powiedziałeś mi wiele przykrych słów.
- Przepraszam. Nie zasługuję na ciebie.
- Z pewnością! – zaśmiała się, dając mu całusa. – Dziękuję za kwiaty, są przepiękne.
- Wszystko co najlepsze, specjalnie dla ciebie. A w dodatku obiecuję, że dzisiaj to ja robię kolację.
- Uwielbiam się z tobą godzić – zaśmiała się.
Reszta dnia upłynęła im w przyjaznej atmosferze. Nie poruszali smutnych tematów i nie wracali do tego, co było. Zagnieździli się w sypialni, w której zjedli wspólnie kolację, a późnym wieczorem obejrzeli film. Adrianna zatopiona w masywnych i silnych ramionach Bartosza, czuła się niezwykle bezpiecznie. Sama była kruchą blondynką, podczas, gdy Kurek to mierzący ponad dwa metry młody mężczyzna.
- Bartek, pamiętasz, że jutro idziemy do twoich rodziców na obiad? Twoja mama ma urodziny. Wróć do domu od razu po treningu.
- Dobrze, że mi przypomniałaś – zaśmiał się, uderzając się w czoło. – Zapomniałbym o święcie własnej matki! Miałem iść z chłopakami na miasto, na piwo, ale urodziny są ważniejsze.
- Moi rodzice też będą. Pewnie nie obejdzie się bez krępujących pytań mojej mamy.
- Jestem na nie gotowy. Jak zawsze zresztą – zaśmiał się.
- Bartek, a co z przyszłymi wakacjami? W tym roku urlop nas ominął przez Igrzyska, Ligę Światową itd. Wszystko naraz się zwaliło. Chciałabym w końcu gdzieś pojechać. Może postawimy wreszcie na tą Hiszpanię?
- Nie wiem, Aduś. Mamy jeszcze dużo czasu na pomyślenie.
- Tak się mówi. Trzeba wybrać miejsce, zarezerwować terminy, przygotować wszystko, odłożyć pieniądze. To wymaga czasu.
- Z tymi pieniędzmi będzie największy problem. Klub ostatnio ledwo zipie.
- Nie przesadzaj. Tata mówi, że nie jest źle. Kilka razy spóźnili się z wypłatami, ale to jeszcze nie koniec świata.
- Tak, wiem… – odparł obojętnie. Adrianna spojrzała w jego przenikliwe oczy, w których odnalazła smutek i zdezorientowanie. Bartosz uśmiechnął się niepewnie, jakby chcąc coś ukryć. Szybko zmienił temat, porzucając siatkarskie rozterki, a skupiając się na jutrzejszych urodzinach rodzicielki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz