Adrianna obudziła się wczesnym
rankiem. Z przyzwyczajenia wyciągnęła dłoń w poszukiwaniu umięśnionego ciała
Bartosza, ale zamiast gorącej skóry i rozluźnionych mięśni, natknęła się na
przeraźliwie zimną pustkę i nicość. Spod przymrużonych oczu dostrzegła, że
miejsce obok niej jest nietknięte, a poduszka tej nocy nie ukoiła jej
ukochanego do snu. Zerknęła na zegarek i doszła do wniosku, że pora wstawać.
Przeciągając się, podeszła do okna
w poszukiwaniu samochodu, ale miejsce parkingowe stało puste. Zrobiło jej się
przykro. Doszło do tego, że Bartosz nie nocował w domu. Wolał spędzić wieczór
oraz noc z przyjacielem niż własną dziewczyną. Nie było kolorowo, ale awanturą
też nie można było tego nazwać. Nie raz, nie dwa, przechodzili przez podobne
sytuacje, ale nigdy nie kończyło się to bezpowrotnym wyjściem z domu.
Chwyciła za telefon i wykręciła
numer do Bartka, aby upewnić się, że nic mu się nie stało. Po dwóch sygnałach,
które trwały jak wieczność, usłyszała w słuchawce zaspany głos Kurka. Kamień
spadł jej z serca i mogłaby przysiąc, że niemalże słyszała jak rozbija się on o
drewnianą posadzkę jej mieszkania. Nie umiała nic powiedzieć. Nagle zapomniała
wszystkich słów. Gula tkwiąca jej w gardle uniemożliwiała jej wypowiedzenie choć
jednego zdania.
- Jest tam kto? – Zdenerwowany
Kuraś coraz bardziej naciskał, więc w obawie, że zaraz się rozłączy wyjąknęła
bardzo cichym szeptem…
- Bartuś…
- No… Co jest?
- Wszystko w porządku? Martwiłam
się o ciebie.
- Niepotrzebnie. Jestem u Pawła.
- Wrócisz do domu? Nie chciałam
się znowu kłócić. Ta torebka to prezent dla twojej mamy i wcale nie kosztowała
tak dużo, bo to podróbka. Jeśli ci się nie podoba, to ją zwrócę do sklepu,
tylko wróć do domu. Proszę…
Po drugiej stronie zapanowała
cisza. Ada słyszała tylko miarowy oddech Bartosza oraz głośne chrapanie Zatiego
w tle. W normalnej sytuacji by ją to rozśmieszyło, ale nie teraz. Nie było
powodu do śmiechu. Jej związek się walił, wisiał na włosku i musiała zrobić
wszystko, aby go uratować.
- Bartek?
- Jestem, jestem. Zaraz przyjadę –
odpowiedział, odkładając słuchawkę.
Adrianna odetchnęła z ulgą.
Trudno jest się skupić na
czymkolwiek, kiedy domowe problemy dają w kość. Zarówno Ada, jak i Bartek, byli
nieobecni. Wykonywali swoją pracę, jednak nie przykładali się, nie wkładali w
nią serca, tak jak mieli to w zwyczaju. Adrianna zawsze podczas pracy słuchała
radia i podśpiewywała piosenki, aby pacjenci, dla których wizyta
stomatologiczna nigdy nie była czymś przyjemnym, miło spędzili czas na jej
fotelu. Raczyła ich opowieściami i przeróżnymi anegdotami, by skupić ich uwagę
na czymś innym niż borowanie. A dziś? Dzisiaj była apatyczna. Nie w głowie były
jej pogaduszki i plotki. Radio było wyłączone. W gabinecie panowała grobowa
cisza, a jedynym słyszalnym dźwiękiem był odgłos borowania. I wcale jej to nie
przeszkadzało…
Z Bartoszem było podobnie. Trening
nie sprawiał mu przyjemności. Nie uczestniczył w żartach kolegów, stał z boku,
samotnie odbijając piłkę o ziemię lub ścianę. Nie umiał się skupić na grze.
Piłka po jego zagrywce zawsze lądowała w połowie siatki, nie umiał ustawić się
do bloku, wybierał złe kierunki ataku. Utracił swój blask, który zawsze
przyświecał mu podczas gry. Bartosz zgasł.
- Co jest Kuraś? Nie szło ci
dzisiaj najlepiej – powiedział Michał Winiarski, przysiadając się do klubowego
kolegi. Była pora obiadowa. Niektórzy siatkarze wrócili do domu, aby spędzić
popołudnie z rodzinami. Ale nieliczni zostali w klubie, aby na tutejszej
stołówce zjeść posiłek i porozmawiać z kolegami.
- Nie dołuj mnie, Winiar – bąknął
beznamiętnie Bartek.
- Znowu Ada? – zainteresował się
Paweł. – Myślałem, że się pogodziliście, skoro rano wróciłeś do domu.
- Porozmawialiśmy i zażegnaliśmy
ten konflikt, ale mimo wszystko nie jest dobrze. Nawet nie wiecie jak mi jest
głupio. Nie mogę spojrzeć jej w oczy.
- A co się stało? – dopytywał
Michał.
- Wczoraj się pokłóciliśmy. Byłem
zły na to, że kupiła sobie kolejną bluzkę i torebkę, która na pierwszy rzut oka
wyglądała jak te, które reklamują w telewizji. Wściekłem się, bo one kosztują
ponad trzy stówy, a nie możemy sobie teraz pozwolić na takie wydatki. Wyszedłem
z domu i wróciłem nad ranem, kiedy Ada do mnie zadzwoniła i powiedziała, że ta
torebka to prezent urodzinowy dla mojej mamy, i że wcale nie była droga, bo to
podróbka. Powinien był jej wysłuchać. Wówczas nie byłoby całej tej afery. Baran
ze mnie!
- Nie da się ukryć – rzekł Paweł,
a Kurek spiorunował go wzrokiem.
- Ja też często kłócę się żoną –
rzekł Michał, poklepując po ramieniu młodszego kolegę. – Z doświadczenia wiem,
że to przejściowe. Nie przejmuj się tym tak. Wróć do domu, po drodze kup jej
jakiegoś kwiatka lub czekoladki, przeproś, okaż skruchę i wszystko będzie w
porządku. A następnym razem panuj nad sobą i słuchaj swojej dziewczyny.
- Popieram – zawtórował Zati. –
Kuraś, a może masz ochotę na męski wieczór, co? Wybierzemy się na piwo,
obejrzymy mecz.
- Przestań, Paweł! Bartek ma
jechać do domu, do Ady. Musi ją przeprosić i porozmawiać. Na szlajanie się po
barach jeszcze przyjdzie czas.
- Michał ma rację. Muszę jechać –
powiedział Bartosz, wstając i pakując swoje porozrzucane rzeczy do czarnej
torby. Czasami dobrze jest mieć przyjaciół, którzy podsuną dobre pomysły.
Michał był doświadczonym małżonkiem, znał się na kobietach i Bartek zawsze go
słuchał w sprawach sercowych. – Na razie! – rzucił, wychodząc ze stołówki.
Wracając do domu podjechał pod
niewielką kwiaciarnię, w której kupił przepiękny bukiet polnych kwiatów.
Ulubionych kwiatów swojej ukochany Jagódki. W wyobraźni już widział zdziwioną
minę dziewczyny. Znalezienie w Bełchatowie kwiaciarni oferującej ten rodzaj
kwiatów, graniczyło z cudem. Ale jemu się udało, bo doskonale znał to miasto.
Zresztą nie był to pierwszy raz, kiedy kupował dla Adrianny podarunek. Trzeba
wiedzieć, gdzie szukać, a się wszystko znajdzie.
Wszedł do domu. Uderzyła w niego
potworna, śmiercionośna cisza. Przestraszył się nie na żarty. Podczas kłótni
Adrianna niejednokrotnie wygrażała się, że któregoś dnia zniknie, wróci do
rodziców, a on zostanie sam w tych czterech ścianach. Obawiał się, że spełniła
swoją obietnicę.
Wszedł głębiej. Najpierw do
kuchni, a później do salonu. Pustka.
Niepewnym krokiem ruszył do
sypialni. Uchylił drzwi i ujrzał Adriannę leżącą na łóżku i czytającą książkę.
Kamień spadł mu z serca, a uśmiech ciskał mu się na usta. Ich spojrzenia
spotkały się i od razu było wiadomo, że nie będą się na siebie długo dąsać.
- Jagódko, przepraszam cię –
powiedział, podchodząc bliżej i przysiadając obok niej na łóżku. Wręczył jej
kwiaty, kontynuując i wykazując skruchę: – Jestem beznadziejny, wiem o tym.
Powinienem był cię wysłuchać, wówczas nie byłoby całej taj kłótni. Obiecuję, że
następnym razem zachowam się przyzwoicie. Wybaczysz mi?
- Oczywiście – powiedziała,
głaskając go po policzku. – Nie potrafię się na ciebie długo gniewać, bo cię za
bardzo kocham. Ale nie chcę, aby taka sytuacja się powtórzyła. Niepotrzebnie
się podpaliłeś, nie znając sytuacji. A w dodatku powiedziałeś mi wiele
przykrych słów.
- Przepraszam. Nie zasługuję na
ciebie.
- Z pewnością! – zaśmiała się,
dając mu całusa. – Dziękuję za kwiaty, są przepiękne.
- Wszystko co najlepsze,
specjalnie dla ciebie. A w dodatku obiecuję, że dzisiaj to ja robię kolację.
- Uwielbiam się z tobą godzić –
zaśmiała się.
Reszta dnia upłynęła im w przyjaznej
atmosferze. Nie poruszali smutnych tematów i nie wracali do tego, co było.
Zagnieździli się w sypialni, w której zjedli wspólnie kolację, a późnym
wieczorem obejrzeli film. Adrianna zatopiona w masywnych i silnych ramionach
Bartosza, czuła się niezwykle bezpiecznie. Sama była kruchą blondynką, podczas,
gdy Kurek to mierzący ponad dwa metry młody mężczyzna.
- Bartek, pamiętasz, że jutro
idziemy do twoich rodziców na obiad? Twoja mama ma urodziny. Wróć do domu od
razu po treningu.
- Dobrze, że mi przypomniałaś –
zaśmiał się, uderzając się w czoło. – Zapomniałbym o święcie własnej matki!
Miałem iść z chłopakami na miasto, na piwo, ale urodziny są ważniejsze.
- Moi rodzice też będą. Pewnie nie
obejdzie się bez krępujących pytań mojej mamy.
- Jestem na nie gotowy. Jak zawsze
zresztą – zaśmiał się.
- Bartek, a co z przyszłymi
wakacjami? W tym roku urlop nas ominął przez Igrzyska, Ligę Światową itd.
Wszystko naraz się zwaliło. Chciałabym w końcu gdzieś pojechać. Może postawimy
wreszcie na tą Hiszpanię?
- Nie wiem, Aduś. Mamy jeszcze
dużo czasu na pomyślenie.
- Tak się mówi. Trzeba wybrać
miejsce, zarezerwować terminy, przygotować wszystko, odłożyć pieniądze. To
wymaga czasu.
- Z tymi pieniędzmi będzie
największy problem. Klub ostatnio ledwo zipie.
- Nie przesadzaj. Tata mówi, że
nie jest źle. Kilka razy spóźnili się z wypłatami, ale to jeszcze nie koniec
świata.
- Tak, wiem… – odparł obojętnie.
Adrianna spojrzała w jego przenikliwe oczy, w których odnalazła smutek i
zdezorientowanie. Bartosz uśmiechnął się niepewnie, jakby chcąc coś ukryć.
Szybko zmienił temat, porzucając siatkarskie rozterki, a skupiając się na
jutrzejszych urodzinach rodzicielki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz